Tollense — największa bitwa epoki brązu w Europie. Historię trzeba napisać od nowa

Tollense to niewielka rzeka biegnąca przez bagnistą dolinę Pomorza Przedniego, ledwie 90 km od Świnoujścia, 100 km od Szczecina i 120 km od Berlina. Rzeka nosiła kiedyś słowiańską nazwę Tolęż.
W miejscu tym rozegrała się największa bitwa epoki brązu Europy. Bywa ona nazywana Pomorską Troją.

Powinnam teraz zacząć epicko i z rozmachem opowiadać jak to tysiące wojowników z dwóch armii starło się nad rzeką w 1250 roku p.n.e.
Taki wstęp daje całkiem sporo artykułów i publikacji, piszących o tym wydarzeniu.
Brzmi nieźle – przyznacie!

 

 

Pierwsza kość

 

 

Wszystko zaczęło się w 1996 roku, gdy odnaleziono pierwsze ślady zapowiadające odkrycie tego, co tu się rozegrało. Kość z wbitym w nią krzemiennym ostrzem strzały dała początek odkryciom w dolinie rzeki Tollense. Później było coraz więcej kości, broni. Rosło zdziwienie, ale i zaciekawienie odkryciem. Znaleziono ślady bitwy, jednak jej rozmach był niespotykany w tej części Europy.

 

W późnej epoce brązu Pomorze można by spokojnie nazwać zaściankiem Europy i cywilizowanego świata. Właściwie nic tu nie było.
Brak większych grodów, nawet wiosek. Zakłada się, że ludzie żyli w małych oddalonych od siebie zagrodach, a średnia gęstość zaludnienia to od 3 do 5 osób na km². Miał to być koniec cywilizacji lub bardziej soczyście mówiąc, zadupie Europy końca epoki brązu. Tak zakładała poukładana nauka akademicka i to, co wykopano do tego czasu.

 

Trudno nawet jednoznacznie powiedzieć, do jakiej kultury przypisać ten teren.
Być może była to jeszcze kultura unietycka – bardzo ciekawa i aż chce mi się pisać o niej, jako nośniku cywilizacji równorzędnym w swej wadze i wartości z tym, co działo się w tym czasie na Bliskim Wschodzie.
No tak, ale nie ma tu piramid, wielkich grodów i spisanych dziejów (czytaj – nie odkryto, chociaż dość jednoznacznie przyjmuje się, że nie było i basta), więc nie można jej tak traktować. To nie pasuje do przyjętej narracji o rozwoju cywilizacji.

 

Być może była to już kultura łużycka lub coś pomiędzy unietycką i łużycką.
Kultura łużycka to kolejna bardzo ciekawa z punktu widzenia archeologii i polityki współczesnej. Całkiem niedawno, przed II wojną światową ścierali się ze sobą uczeni głoszący „germańskość odwieczną” i prasłowiańskość tej kultury. Biskupin to sztandarowy przykład tego sporu.

 

Mogła mieć wpływ na te tereny kultura ze Skandynawii.
Wszystkie opcje są możliwe, ale udowodnić je trudno, bo jak wspomniałam brak grodów.

 

Z jakiegoś powodu to bagniste zadupie cywilizowanego świata było jednak ważne dla żyjących w epoce brązu ludzi. Wybudowano tam około 1900 roku p.n.e. przeprawę przez rzekę i bagna w postaci długiej na 120 metrów grobli. Dbano o nią przez stulecia, a to wskazuje na dwie rzeczy.
Po pierwsze istniała tu jakaś zorganizowana forma funkcjonowania społeczeństwa pozwalająca na kontrolowanie terenu, konserwację przeprawy. Ktoś musiał tym kierować, zlecać i wykonywać. Samo to się nie działo, a wymagało zachodu i wysiłku fizycznego.
Były więc koszty a skoro są koszty to mamy drugi punkt – ktoś miał interes w istnieniu wygodnej i bezpiecznej przeprawy w tym miejscu.

 

W połowie trzynastego wieku przed naszą erą cały cywilizowany świat znany z podręczników historii zaczynał się trząść w posadach. Coś się działo.
Coś złego. Stare cywilizacje tłukły się ze sobą, by kilka dziesięcioleci później wiele z nich odeszło w zapomnienie.

 

To w takim dziwnym, niespokojnym czasie rozegrała się bitwa nad Tollense, której rozmiary zaczęły odsłaniać wykopaliska prowadzone w latach 2009 – 2015. Wykopano kości należących do 130 młodych mężczyzn. To byli dobrze uzbrojeni żołnierze, a nie chłopi z pospolitego ruszenia. 27% z nich nosi ślady wcześniejszych, wygojonych ran odniesionych w bitwach – to rany zadane bronią. Nie byli więc żółtodziobami.
20 szkieletów koni, groty strzał, włócznie noże/miecze oraz ozdoby z brązu, złota i cyny mówią o nich sporo. To nie byli biedni faceci. Zwłaszcza cyna w tym czasie świadczy o zasobności sakwy jej właściciela.
Obok konnicy i dobrze uzbrojonego woja, w bitwie brali udział także żołnierze walczący maczugami, ale chociaż brzmi to mało groźnie lub nawet bajkowo, nie dajcie się zwieść. Wyposażeni w taką broń żołnierze byli równie groźni, jak dzisiaj dresiarze z bejsbolami w rękach.

 

Teraz chwila gdybologii.
W starożytnych bitwach ginęło zwykle od 10 do 20% walczących. Nad Tollense na razie odkopano niewielki skrawek terenu, który mógł być polem bitwy. Ostrożnie szacuje się, że ziemia kryje około 750 szkieletów ludzkich. Znaczyłoby to, że w bitwie mogło brać udział między 4 a 8 tysięcy wojowników.
Prawdę o skali tego starcia poznamy jednak tylko wtedy, gdy wykopaliska będą kontynuowane, a z tym na razie jest problem.
Chodzi oficjalnie o pieniądze na prace wykopaliskowe, ale pachnie mi to paluszkami polityki mieszającymi w archeologii. O tym jednak napiszę na końcu.

 

 

Kto walczył pod Tollense

 

 

Spore zaskoczenie wywołały wyniki badań DNA walczących pod Tollense. Okazało się, że byli wśród nich woje ze Skandynawii i Polski. To trochę przerysowany wniosek, ale z takim zetkniecie się, czytając o tej bitwie na wielu stronach. Chodzi o to, że współcześni Skandynawowie i Polacy dzielą z poległymi w bitwie sprzed 3300 lat sporo DNA. Mogli oni, więc być przodkami wielu współcześnie żyjących Polaków i Skandynawów, ale nie znaczy to, że byli Polakami, Szwedami czy Norwegami.
To drobna różnica, ale wiele zmieniająca w myśleniu o tym wydarzeniu.

 

Udział ludzi z dość bliskich terenów nie dziwi. Odkryto jednak, że część walczących pochodziła z południa Europy.
Co miałby robić starożytny „Włoch” w końcu epoki brązu tak daleko na północy?
Dobre pytanie, bo przecież mówimy – przedostatni raz to powtórzę – na zadupiu cywilizowanego świata tej epoki.

 

Dla mnie ważniejsze jest jednak pytanie, jakim cudem kilka tysięcy chłopa z różnych części Europy, przyszło w tym samym czasie w okolice grobli na bagnach Pomorza?
Ktoś ich tam wysłał. Działo się coś, co w jakiś sposób mieszało w interesach.
No właśnie, czyich interesach, bo przecież oficjalnie jeszcze długo państw ani księstw nie było w tej części Europy.
Wszystko wskazuje na to, że mamy wielką białą plamę w naszej poukładanej wiedzy o rozwoju Europy.

 

Kto z kim walczył?
Kto atakował, a kto się bronił?
To dobre pytania, ale jeszcze ciekawsze jest to, o co walczono?

 

Jakimi bogactwami dysponowała ta część Europy, których pożądało jej południe i kraje Bliskiego Wschodu?

 

Zacznę od dobra luksusowego – bursztynu.
O szlaku bursztynowym, którym nadbałtyckie złoto płynęło na południe, do Rzymu, na pewno słyszeliście. Funkcjonował 2500- 2000 lat temu, jak mówią podręczniki i Wikipedia.
To prawda, w tym czasie szlak istniał w swojej krótkiej wersji biegnącej od Bałtyku do Italii. Jednak, gdy przesuniecie się w czasie do okolic roku 1500 p.n.e. bursztyn znad Bałtyku, trafiał do Egiptu – np. ozdabiał Tutenchamona, Syrii – piękna głowa lwa i paciorki z grobów królewskich w Katna, o którym wspomniałam w Kanaan – abc. Ludy Kanaanu cz.2.

 

Pisałam kiedyś, że dla mnie archeologia biblijna jest właściwie archeologią każdego terenu świata, ponieważ w dziwny sposób miejsca te są powiązane z biblijnymi opowieściami. Macie tu przykład bałtyckiego bursztynu.

 

Innym dobrem, w jakie obfitowała północna część Europy była cyna i miedź. Metale te były niezbędne do produkcji brązu. Handel nimi nie był lokalny. Złoża cyny należały do rzadkości, więc ich kontrola była sprawą istotną w rozwoju i przetrwaniu kultur. Po cynę z Rudaw, Devonu czy iberyjskiej Galicji ruszali kupcy z daleka.

 

Ważna uwaga.

 

 

 

Tollense – Pomorska Troja

 

 

Bitwa nad rzeką Tollense bywa czasem nazywana pomorską bitwą pod Troją z racji skali bitwy oraz zróżnicowania jej uczestników. W końcu w ten zakątek przyszli walczyć mężczyźni z południa Europy, Skandynawii, dzisiejszych Czech, Polski, Holandii.

 

Jest jednak jeszcze jedna teoria związana z lokalizacją na północy Europy opowieści Homera.
Jej autorem jest Felice Vinci, który przedstawił ją w książce pod tytułem „The Baltic Origins of Homer’s Epic Tales. The Iliad, the Odyssey and the Migration of Myth”.
Na pierwszy rzut oka brzmi to niedorzecznie i przyznaję, że sama tak ten pomysł odebrałam. Przy bliższym przyglądnięciu się argumentom autora, zaczyna on jednak nabierać sensu.
Zdaję sobie sprawę, że brzmi to wręcz obrazoburczo, by Homer pisał o wojnie toczonej w północnej Europie. Odnaleziono przecież Troję, jest skarb Priama no i wszyscy wiedzą, że to rozegrało się na małym kawałku ciepłego Morza Śródziemnego.

 

 

Dogmat kontra nauka

 

 

Postanowiłam przyjrzeć się dziwnemu pomysłowi Vinciego, bo nie lubię dogmatów w nauce. Wiara na słowo jakiemuś autorytetowi, który uznał, że tak sprawa wygląda i basta, to coś, co nie jest kompatybilne z moim sposobem myślenia.
Nie powinno być też przyjmowane przez naukę za fakt.
Nauka ma sprawdzać, rozbierać na części, badać, doświadczać.
Dogmat każe wierzyć na słowo.
Nie ważne jak dziwna byłaby teza lub pytanie, kto ją postawił, warto ją sprawdzić, poszukać odpowiedzi.
Vinci nie jest archeologiem, ale inżynierem nuklearnym i historykiem amatorem.
Słowo „amator” ma zwykle dyskredytować człowieka, jego wiedzę i odkrycia.
Kiedyś usłyszałam ciekawą definicję amatora i naukowca.

 

Amator to ktoś, kto nie wie, że czegoś nie można robić w ten sposób, że coś się nie da zrobić lub że czegoś nie ma.
Naukowiec to ktoś, kto już wie, jaki jest poprawny i akceptowany sposób robienia czegoś, kto wie, że czegoś nie da się zrobić i co nie może mieć miejsca.

 

Boże chroń nas przed takimi ograniczonymi w myśleniu naukowcami!

 

Jednym z dogmatów, jaki istniał do niedawna w archeologii – wróć – istnieje dla wielu do dzisiaj w archeologii to allochtoniczne pochodzenie Słowian, którzy pojawili się na arenie dziejów ledwie chwile przed islamem.

 

Polityka pisze podręczniki

 

 

Teza ta była mocno lansowana przez pruskich oraz niemieckich historyków i archeologów. Wielkość germańskiej kultury, starożytność ludu to dogmat, który trwa w umysłach wielu przedstawicieli nauki nie tylko na Zachodzie. Chociaż już przed II wojną światową były znane odkrycia wskazujące na ciągłość lub ewolucyjny rozwój kultury na ziemiach polskich przegrała nauka w tym temacie z polityką.
Po wojnie, obok Zachodu lansującego germańskość i romańskość wszystkiego pojawiła się i Mat Rossija – matka i rodzicielka wszystkiego, od starożytnych ludów po najnowsze odkrycia. Słowianie musieli być ludem mającym korzenie na wschodzie, więc na kolejne dziesięciolecia utopiono ich początek w nadprypeckich bagnach wczesnego średniowiecza.
Bitwa nad rzeką Tollense narusza stary mit dominacji germańskiej w Europie, burzy poukładany w podręcznikach rozwój cywilizacji tej części świata. Trudno jednak będzie zepchnąć odkrycie w zapomnienie. Stało się zbyt głośne, co rusz pojawiają się kolejne puzzle układające nowy obraz tego miejsca i czasów.

 

Geny

 

 

Genetyka robi sporo bałaganu w poukładanym obrazie świata starożytnego. To dobry bałagan, który  zmusza do myślenia, analizowania i wyciągania nowych wniosków, w tematach, które jak wydawało się, są już tak dobrze ugruntowane, że nic nowego się tu nie pojawi. W genetyce nowe odkrycie czasem oznacza rozbicie w pył starego obrazu.
Niestety, bywają te odkrycia wykorzystane do budowania nowych dogmatów, bawi się nimi polityka tworząca nowy obraz świata.

 

Dzielenie sporej części DNA z człowiekiem żyjącym 2, 3 czy 4 tysiące lat temu oznacza tylko i aż tyle, że jesteśmy spokrewnieni.
Najczęściej nie wiemy, jakim językiem mówił, za kogo się uważał.

 

Język grupuje nas dzisiaj w narody – to duże uproszczenie.
Żyjemy w czasie, gdy emigracja i podróże są powszechnym zjawiskiem czy więc na pewno język decyduje o tym, kim jesteśmy, za kogo się uważamy?
Kultura, religia, mogą pomóc poszufladkowaniu ludzi, ale czy na pewno zrobią to właściwie?

 

Dobrym przykładem są tu Zachodni Słowianie.
Genetycznie nadal będą bliskimi krewnymi przeciętnego mieszkańca Polski, ale większość z nich mówi już tylko po niemiecku, nie znają od pokoleń języka przodków. Funkcjonują w kulturze germańskiej.
Kim więc są?

 

Hasło „Wielka Lechia” budzi u jednych agresję zaś u drugich ciepłe uczucia. Brzmi dobrze, ale co właściwie ma znaczyć?
Słowianie dzielili się na plemiona, królestwa. Nic na razie nie wskazuje na to, że istniał jeden wielki słowiański twór państwowy. Jest jednak coraz więcej dowodów i poszlak mówiących o tym, że Słowianie czy też ludzie, którzy byli ich przodkami mieszkali na ziemiach dzisiejszej Polski, może Czech, Wołynia, od co najmniej 5000 lat.
Wszystko zaczyna się też układać w obraz rozwiniętej, mocnej kultury, a nie ganiających w łapciach trzcinowych i skórach ludzi z zadupia Europy.

 

 

Historia pisana od nowa

 

 

Historia jest pisana przez zwycięzców – jak mawiają, ale nie zawsze się to sprawdza. Na pewno za to podręczniki do historii piszą rządzący, by utrwalić swoją władzę, zdobyć poparcie do osiągnięcia swoich celów.
Czy da się napisać od nowa podręcznik do historii, obiektywny, oparty o aktualny stan wiedzy, jaką posiadamy o przeszłości?
Wątpię, ale uważam, że trzeba próbować.
Wątpię, ponieważ każda klasa społeczna, naród, czasem lokalna grupa ocenia wydarzenia przez pryzmat własnych zysków i strat. Naprawdę trudno wzbić się tu na całkowitą bezstronność i obiektywizm. Nawet gdyby udało się napisać taki podręcznik, to kto zechce go wydać i czytać, skoro opowiadana w nim historia nie działa na korzyść jakiejś grupy.

 

Efekt domina

 

 

Bitwa nad Tollense ładnie wpisuje się w czas upadku wielkich cywilizacji. Dawna wielka mykeńska Grecja rozsypuje się w pył, Hetyci odchodzą w dal, a Ludy Morza sieją zamęt i burzą porządek na Bliskim Wschodzie, szarpią Egipt.
Dyskusja o tym, kim byli, toczy się od lat. Przyszli z północy. Ciągnęli całymi rodzinami, to nie była jedynie grupa wojowników.
Co zapoczątkowało ten ruch mas ludzkich?
Zmiany klimatu powiedzą jedni i pewnie mają sporo racji.
Być może wydarzenia z Pomorza wpisują się w jedną z przyczyn tych zmian. Mówienie o wojnie południa Europy z północą w późnej epoce brązu to jak na razie pomysł dość abstrakcyjny.
Wiemy jednak już dzisiaj, że niedługo po tej bitwie upadły wielkie kultury południowej Europy, a północ rozwijała się nadal nieźle. Genetyka mogłaby potwierdzić fizyczne przemieszczenie się ludności i być może to zrobi. Efekt domina, gdy jedne ludy spychały drugie coraz dalej w stronę Bliskiego Wschodu, jest kuszący do przyjęcia.

 

 

Gdy nie wiadomo, o co chodzi

 

 

Wielkie ruchy ludności, upadek rozwiniętych starych kultur historycy i archeolodzy lubią tłumaczyć najazdem plemion koczowniczych. Koczownicy to taki wytrych starożytników pozwalający im nie myśleć o niezrozumiałych mechanizmach niszczących cywilizacje.
Koczownik jest dziki, szybki i skuteczny w niszczeniu lub ostatecznie asymilacji starej kultury do powstającego nowego tworu cywilizacyjnego.
Ludy Morza mogły być koczownikami.

 

Teraz wyobraź sobie, że żyjesz w roku 4519 i czytasz o nowych odkryciach archeologicznych z terenu prerii Ameryki Północnej.
Archeolodzy odkryli, że w dziewiętnastym wieku naszej ery miał tam miejsce niezwykle nasilony ruch koczowników, przemieszczających się głównie w kierunku wschód – zachód. Zniszczyli oni rozwijające się tam wcześniej cywilizacje osiadłe i półosiadłe. Skąd przybyli koczownicy nie wiadomo. Ich miast ani większych stałych osad nie odnaleziono do tej pory.
Taki ciekawy obraz podboju Dzikiego Zachodu może kiedyś zaproponować nauka.
Podstawowy błąd tej interpretacji to uznanie mas przemieszczających się ludzi za koczowników tylko dlatego, że nie wiadomo skąd szli i dokąd.
Same dowody archeologiczne bez pisemnego świadectwa mówiącego o jakichś wydarzeniach mogą dawać fałszywy obraz, zwłaszcza gdy nie wiemy, kim byli bohaterowie, za kogo się uważali, jakim językiem mówili.

 

Same zapisy dziejów bez dowodów archeologicznych są tylko opowieściami, legendami.
Oczywiście można wierzyć bez zastrzeżeń w te przekazy – to prywatny wybór człowieka. Gdy jednak chcę udowodnić ich prawdziwość, muszę mieć coś więcej niż spisaną historię.
Dlatego uważam, że znajomość historii jest ważna.
Dla chrześcijanina jest bardzo ważna. Pozwala nie tylko podeprzeć wiarę faktami, ale i nie poszybować do stratosfery fantazji ludzkich interpretując Biblię.

 

Beata

 

Artykuł o bitwie nad Tollense i sporo zdjęć TU (ang)

Bałtycki bursztyn w grobach królewskich w Katna (ang) TU

 

 


Uważasz, że artykuł może się komuś przydać – prześlij go dalej.
Chcesz być informowany o nowych wpisach na Podkopie subskrybuj go na maila (w bocznej kolumnie strony).

Pomożesz mi w utrzymaniu i rozwoju Podkopu stawiając mi „kawę” lub zostając Patronem Podkopu.

 


 

4 komentarze

  • Sennacheryb 25 sierpnia, 2020 at 06:06

    Bardzo ciekawy artykuł. Szkoda że nie została dobrze rozwinięta kwestia teorii Vinciego.

    • Podkop 7 września, 2020 at 07:02

      Wspomniałam o nim jako o pewnej ciekawostce i interpretacji Homera wyłamującej się ze schematu.
      To nie jest artykuł o Troi. Tam będzie czas na omówienie problemów lokalizacji tej wojny i miejsc.

  • Robert 10 stycznia, 2023 at 15:04

    Beato!
    Napisałaś: ” Chodzi o to, że współcześni Skandynawowie i Polacy dzielą z poległymi w bitwie sprzed 3300 lat sporo DNA. Mogli oni, więc być przodkami wielu współcześnie żyjących Polaków i Skandynawów, (…). I dalej:
    „Udział ludzi z dość bliskich terenów nie dziwi. Odkryto jednak, że część walczących pochodziła z południa Europy.
    Co miałby robić starożytny „Włoch” w końcu epoki brązu tak daleko na północy?”
    Uważam, że fakt iż ten sam typ DNA odkryto u części współczesnych mieszkańców Włoch oznacza tylko, ze ludność po bitwie po Tollense przemieściła się również na południe Europy a w tym na teren współczesnych Włoch.
    Taka teoria już istnieje od jakiegoś czasu – chodzi o kulturę Terramare (i/lub Villanova), która swój „przystanek pośredni” miałaby mieć nad jeziorami w Szwajcarii.
    Jeśli zaś chodzi o kulturę mykeńską (nawiązując do wojny trojańskiej) to kilka wieków wcześniej Mykeny zajęła jakaś nowa grupa arystokratów-wojowników. Wskazuje na to odrębny, nowy okręg grobowy. Oni sami mogli nie mieć ze sobą jakichś wielkich zdobyczy cywilizacyjnych w postaci umiejętności wznoszenia megalitycznych warowni lub wyrabiania pięknych naczyń itp. Nie. Wykorzystali tylko wcześniej wzniesione mury cyklopowe Myken (a także Tirynsu i innych miast), aby się tam osiedlić jako ich nowi władcy. Ponoć przybyli znad… środkowego Dunaju.

    • Beata "Podkop" 11 stycznia, 2023 at 04:44

      Przemieszczanie ludności obserwując DNA pozwala wskazać kierunek, z którego przybywają. Odkrycie DNA właściwego dla np. Japonii w Kenii wskazuje na podróż grupy Japończyków nie powolny proces. Analogicznie jak z południowcami z artykułu.
      Kultura mykeńska stanowi kontynuacje wcześniejszej z tego terenu. Niektórzy chcą widzieć dodatek obcego elementu, który mógł jej rozwój przyspieszyć.
      Kultura Terramare rozwijała się między XVIII a XII wiekiem p.n.e. zaś Villanova to IX-VIII wiek p.n.e.
      Kultura archeologiczna to jednostka służąca uporządkowaniu artefaktów, stanowisk, przez połączenie ich w jednostki klasyfikacyjne. Nie musi mieć nic wspólnego z takimi elementami jak język, pochodzenie etniczne. Tu wyjaśniam szerzej Czym jest kultura archeologiczna – słownik archeologiczny
      Kolejny raz zachęcam cię do przeczytania poleconych książek. Nie musisz tego robić ekspresowo 🙂

Komentarze trzymające się tematyki artykułów na Podkopie są publikowane niezależnie od tego, czy są pozytywne czy negatywne. Te zawierające wulgaryzmy, hejterskie, spamujące linkami niezwiązanymi z komentowaną treścią, nie są publikowane. Obrażanie innych komentujących, osoby wymienione w artykule lub mnie, autora Podkopu, zaowocuje blokadą konta.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »