Odpowiedź na pytanie jakie ubrania nosili starożytni Rzymianie, zwykle brzmi – togi!
To prawda i toga do dzisiaj jest ich znakiem rozpoznawczym w sztuce, filmie, literaturze. Rzymski zestaw ubrań był jednak bogatszy, a i sama toga miała różne wersje.
Rzym na przestrzeni wieków rozrastał się, zmieniał. Zaczynał z królem, później był republiką, a skończył na cesarstwie. Zmiany ustrojowe i społeczne wydają się rewolucyjne, ale w zasadzie nie są aż tak wielkie. Nasze rozumienie terminu republika jest dość odległe od tego, jak go pojmowali Rzymianie. To tak jak z demokracją, która w starożytnych Atenach wcale demokratyczna nie była.
Moda rzymska miała podobną jak ustrój skalę zmian. Praktycznie oznaczało to, że łatwo rozpoznać Rzymianina niezależnie czy żył w trzecim wieku przed, czy naszej ery. Ubrania ich rodzaje, nie oszałamiają zmiennością za to materiały, z których je wykonano w tych przykładowych trzecich wiekach, tym przed i tym naszej ery były już różne.
Z biegiem czasu twardy, stanowczy, ascetyczny i zawsze gotowy do walki Rzym zmienia się, miękinie, ulega wpływom podbitych narodów, pokochał wygodę i luksus. Rzymianinem mogli nazywać się coraz częściej obcy kulturowo i religijnie ludzie, którzy Rzymu na oczy nie widzieli. Jego gotowość do walki także spadła.
Nawet toga, znak rozpoznawczy Rzymian ewoluowała z dość prostego okrycia w okresie republiki po bardzo bogate drapowanie czyniące z togi w połowie cesarstwa rodzaj niewygodnego kaftana.
Cienka wełna, delikatny len.
Materiały, jakie lubił Rzym to wełna i len. Ten republikański wybierał proste sploty, zwykła wełnę, która była pokryta rodzajem supełków. Rzym cesarski wolał delikatne wełny, jedwabie i cieniutkie lny. Najlepsze lny tego czasu pochodziły z Egiptu.
Starożytna Europa miała swój jedwab morski, czyli bisior. To tkanina do powstania, której potrzebne są małże czy raczej wytwarzana przez nie „nić”. Przędza to szybko schnąca w cieniutkie nitki wydzielina małży, którymi przyczepiała się ona do podłoża. Tkanina utkana z nich jest bardzo delikatna, przeźroczysta, bardzo wytrzymała i od tysiącleci najdroższa wśród materiałów, w jakie ubierali się ludzie. By otrzymać 100 gram nitek tego morskiego jedwabiu, trzeba było wyłowić 500 małży. Jak możesz się domyślić, by utkać szal otulający ciało na modłę starożytnych okryć, życie traciły tysiące tych stworzeń. Małży było coraz mniej, bo rosło zapotrzebowanie na luksusowy materiał, jego cen szła w górę. Tkanie morskiego jedwabiu było nie lada sztuką wiec i praca takich rzemieślników kosztowała.
Rzymianki od lnu i wełny wolały importowaną bawełnę, jedwabie. Należały do kobiet, które lubiły się stroić, zwłaszcza te żyjące w okresie cesarstwa.
Co Rzymianin nosił pod togą
Ubrania starożytni dzielili na dwa rodzaje: te, które nosi się cały dzień, a często zostawia na grzbiecie nawet na noc oraz te, które nakłada się tylko w ciągu dnia, okrywa się nimi. Dzisiaj ten drugi rodzaj nazwalibyśmy wierzchnie i podchodziłyby pod to wszelkie płaszcze, kurtki, peleryny, kamizelki.
Bielizna
Zacznę od tego, co zazwyczaj nie było widoczne dla postronnych, ukryte pod togą lub innymi wdziankami. Rzymianie uważali, że bez bielizny wyjść z domu nie wypadało, podobnie jak pokazać się publicznie.
Rzymskie majtki noszą nazwę subligaculum, czasem są też nazywane licium. Jest to lniany pas na jednym końcu rozszerzający się i mający dłuższe paski na końcach. Związywano je w pasie tak, że długi pas materiału wisiał z tyłu. Później przekładano go między nogami do przodu, przeciągano pod wiązaniem i układano z przodu w rodzaj fartuszka.
Publicznie te rzymskie majty mogli pokazać tylko gladiatorzy i niewolnicy, a i to w stosownych sytuacjach.
Przepaska, w jakiej jest przedstawiany Jezus na krzyżu to nie subligaculum a perizonium – drapowana opaska na biodra. Dodano ją, gdy zaczęto przedstawiać ukrzyżowanego Jezusa. Bywa czasem bardziej ubrany, jednak z biegiem czasu sztuka i teologia szła w stronę ukazania Chrystusa coraz częściej nie jako tryumfującego, tego, który pokonał śmierć, ale jako umierającego na krzyżu. Rzymianie krzyżowali swoje ofiary nago i nic nie wskazuje, by z Jezusem było inaczej. Scena losowania, komu przypadnie jaka część jego ubrań jest przedstawiona w Jana 19;23-24
„A gdy żołnierze ukrzyżowali Jezusa, wzięli jego szaty i podzielili na cztery części, każdemu żołnierzowi część. Wzięli też tunikę, a tunika ta nie była szyta, ale od góry cała tkana. Mówili, więc między sobą: Nie rozcinajmy jej, ale rzućmy losy o to, do kogo ma należeć; aby się wypełniło Pismo, które mówi: Podzielili między siebie moje szaty, a o moje ubranie rzucali losy. To właśnie zrobili żołnierze”.
Kobiety podobnie jak mężczyźni nosiły rzymskie majty, czyli subligaculum lub delikatniejsze majtki przypominające do złudzenia współczesne z kompletu plażowego wiązane po bokach. No tak, bo Rzym kryje pewną tajemnicę mody damskiej – to tam wymyślono bikini. Zobacz TU
Poza majtkami Rzymianka nosiła oczywiście biustonosz w jego starożytnej wersji, czyli przepaskę na biust. Trzymała go w ryzach podobnie jak dzisiejsze biustonosze, ale także spłaszczała piersi. Rzymiankom chyba to nie przeszkadzało. Stanik taki nosi nazwę strophium, mamillare.
Rzymianie nie lubili spodni, uważali je za strój barbarzyńców. Bardzo powoli zmieniali do nich podejście. Mieli w tym swój udział legioniści. Legiony zajmowały ziemie coraz dalej na północ, a tam klimat był mniej łaskawy niż w Italii, czasem łapał mróz, padł śnieg. Żołnierz nie chciał walczyć zmarznięty, więc zaczęli ubierać spodnie, których nogawki sięgały ciut za kolana. Mężczyźni powoli przekonywali się do nich. Nie wiem, dlaczego nazywają się feminalia, chociaż kobiety ich nie nosiły. Portki te czasem są nazywane femoralia, braccae.
Tunika
Tunika mogła być lniana lub wełniana. To najprostszy i podstawowy ubiór. Sięgała u mężczyzn trochę za kolana, chyba że był to żołnierz, wtedy miała długość, którą byśmy dzisiaj nazwali mini. Miała nie przeszkadzać mu w walce i nie plątać się między nogami.
Kobiece tuniki sięgały do kostek, czyli zdecydowane maksi.
Tunika była szyta z dwóch kawałków płótna, z których jeden stanowił jej tył a drugi przód. Zszytą wkładano przez głowę, przewiązywano w pasie i człowiek był ubrany.
Zwykle Rzymianie wkładali dwie tuniki, a gdy było zimno nawet trzy, jedną na drugą.
Tunika spodnia nazywała się subucula, a wierzchnia, którą pokazywali ludziom tunica exterior.
Ubieranie na cebulę zawsze się sprawdza jednak w przypadku Rzymian nie do końca była to prawda. Tuniki zawsze, ale to zawsze, miały krótki rękawek. Ręce marzły, a nie wypadało nosić długich rękawów. Ratowano się rękawicami i wszelkimi wierzchnimi okryciami przypominającymi dzisiejsze poncha i peleryny.
Tunica manicata, czyli tunika z długimi rękawami była zakładana tylko przez kobiety. Uznawano ją za ubranie barbarzyńców. Wschodnie wpływy w imperium w końcu przywiały do niego modę na długie tuniki z długimi szerokimi rękawami. Taką tunikę nazywa się dalmatynką.
Moda na dalmatynkę trwa do dzisiaj, chociaż stanowi raczej część stroju służbowego. Jest nazywana alba – to ta biała długa tunika z szerokimi długimi rękawami, jaką zakładają księża, a w wersji nieco krótszej jest nazywana komżą. Bardziej reprezentacyjna dalmatynka z haftem nadal nosi swoją starą nazwę. Dalmatynka, jako strój księży w kościołach rzymskich i niektórych protestanckich to nie jedyny element ubiorów ze starożytnego Rzymu, jaki w nich przetrwał.
Ubranie Rzymianina bardzo szybko pozwalało zgadnąć, z kim mamy do czynienia, z jakiej klasy pochodzi.
Senatorowie zakładali tuniki zdobione grubym pasem purpury, ekwici mieli na nich dwa wąskie purpurowe paski.
Oczywiście tuniki miały swoje nazwy i tak senatorska to laticlave a ekwicka angusticlavia.
Toga
Toga to bez wątpienia znak rozpoznawczy Rzymianina. Była jak strój galowy, a jednocześnie uniform, bez którego nie wypadało wykonywać wielu zawodów jak polityk, urzędnik W czasie republiki i wczesnego cesarstwa nie można było jej nie zakładać, gdy się było Rzymianinem. Założenie togi wymagało nie tylko cierpliwości i wprawy, ale także pomocników.
Omotanie się kawałem białego wełnianego materiału o długości dochodzącej do 6 metrów a szerokości do 3, przypominającym wycinek z koła – miał zaokrąglone brzegi, który trzeba udrapować w ściśle określony sposób, to było wyzwanie. Toga była niepraktyczna, trudna w ułożeniu, niepraktyczna w noszeniu, trudna w utrzymaniu w nieskazitelnej czystości i ładzie drapowanych fałd.
Od połowy III wieku traci na znaczeniu, zastępują ją inne ubrania czasem z bardzo luksusowych materiałów.
Zresztą zobacz, jak w praktyce wyglądało poranne ubieranie togi.
https://www.youtube.com/watch?v=8kQ2OWO-AyE
Toga zwykle była biała. Szeroki pas purpury zdobił tylko tych Rzymian, którzy byli senatorami lub pochodzili z rodzin senatorskich. Wąskie paski mogły zdobić togi każdego, kogo było stać na zakup tkaniny barwionej tym drogim barwnikiem.
Senatorska toga w Rzymie nosi nazwę praetexta.
Purpurową togę i tunikę mógł nosić tylko cesarz i tak było od Augusta do IV wieku.
Jedynie w wyjątkowym czasie tryumfalnego wjazdu do miasta, purpurową togę haftowaną złotem zakładał zwycięski wódz, którego chciano w ten sposób uczcić. Ta toga nosiła nazwę toga picta. Do kompletu z nią zakładano haftowaną złotem tunikę nazywaną tunica palmata.
Zauważyłeś, że rzymska toga była przewieszona przez lewą rękę i jakby na niej zamotana. To nie była ozdoba ani chęć pozbycia się nadmiaru tkaniny a bardzo praktyczne jego wykorzystanie.
Podczas ostrych dysput w senacie czasem dochodziło do rękoczynów. Owinięta w fałdy materiału ręka służyła jako tarcza, chroniąca przed ciosami przeciwników politycznych, którym same słowa nie wystarczały jako argumenty.
Kobiety także zakładały togi, zwłaszcza młode dziewczęta przed wyjściem za mąż. Dawniej, w początkach rzymskiej potęgi, toga miała być ubiorem właściwym dla kobiet i mężczyzn. Z czasem miejsce togi w kobiecej garderobie zajmowały długie tuniki. Mężatki nosiły stolę – długą drapowaną tunikę przewiązaną pod biustem i w talii.
Toga założona na tunikę to męski „mundur” Rzymianina w cywilu.
Dla kobiety odpowiednikiem była stola i narzucona na ramiona palla – duży kwadratowy szal złożony na pół, narzucony na ramiona, czasem także na głowę.
Rzymianie też marzli
Rzymianie zakładali czasem pallium, to odpowiednik himationu i męska wersja kobiecego szala – palla. W sumie prawie się nie różniły, był to po prostu duży kawał materiału omotany na ciele. O ile toga była znakiem dumy dla Rzymianina, to pallium ubierali filozofowie i zniewieściałe mięczaki. Modne i akceptowane stało się dopiero w III wieku.
Nazwa tego okrycia przetrwała do dzisiaj w kościele: pallium to ornaty. Są one jednak innym rzymskim wdziankiem zaadoptowanym przez kościoły, noszącym nazwę paenula. To płaszcz, dzisiaj powiedzielibyśmy peleryna lub poncho, czasem mające kaptur.
Lacerna to z kolei peleryna spięta na ramieniu.
Buty
Rzymianie na co dzień nosili sandały, które były też strojem domowym. Oficjalne wyjścia, spotkania wymagały jednak pełnego obuwia. Podobny dress code obowiązywał do niedawna. Dopiero ostatnie lata pozwalają go czasem łamać i pokazać się w butach odsłaniających palce na oficjalnych imprezach.
Z rzymskich butów najbardziej znanymi są bez wątpienia caligae – wojskowe sandały z na ćwiekowaną podeszwą.
Grzebień i brzytwa
Pisząc o tym, w co ubierali się Rzymianie, nie mogę ominąć tematu fryzur i zarostu. Rzymianin nie wyobrażał sobie wyjść z domu nieuczesany i nieogolony. Chociaż czasem wychodził jednak w takim niechlujnym stanie udając się do golibrody i fryzjera w jednej osobie. Zakłady fryzjerskie były w Rzymie tym, czym są dzisiaj na całym świecie: miejscem, w którym robimy porządki na głowie, do których wpadamy ze znajomymi, by przy okazji omówić najnowsze wydarzenia a mówiąc wprost poznać plotki i dać życie nowym.
Gdy oglądasz rzymskie popiersia, uwagę zwracają dopieszczone brzytwą gładkie twarze i fryzury w idealnym porządku. Oni już tak mieli, niezależnie od tego, czy mowa o kobietach, czy mężczyznach, że kochali dobrze ułożone włosy. Zarost na twarzach mężczyzn był dopuszczalny u filozofów.
Łysiny nie lubili. Być może nie byli pierwsi, ale o nich wiemy na pewno, że stosowali tzw. pożyczkę włosów z boku, by zakryć łysinkę. Czasem ratowali się perukami, by wyglądać dobrze i to niezależnie od płci.
Damskie fryzury powstawały w domowym zaciszu. Budowanie ich to była nie lada sztuka, zwłaszcza gdy miał powstać wysoki diadem z włosów. Uczesania Rzymianek nie rzadko wpadały w przesadę. Gdy dodać je do kolorowych strojów – a tak, w przeciwieństwie do mężczyzn one nie były oszczędne w kolorach, dziwacznego uczesania, obwieszenia się biżuterią od czubka głowy po stopy, parasolkę i wachlarz masz obraz modnej Rzymianki.
Rzymskim legionistom i westalkom poświęcę osobny artykuł – są tego warci, jak mówi pewna reklama kosmetyków.
Kosmetyki, perfumy i wszelkie malowidła do ciała to temat, o którym chyba warto opowiedzieć na Podkopie?
Co ty na to?
Beata
Uważasz, że artykuł może się komuś przydać – prześlij go dalej.
Chcesz być informowany o nowych wpisach na Podkopie subskrybuj go na maila (w bocznej kolumnie strony).
Pomożesz mi w utrzymaniu i rozwoju Podkopu stawiając mi „kawę” lub zostając Patronem Podkopu.