O świętym Lucyferze

Poznałam kiedyś Lucyfera, a dokładniej czytałam o nim. Nie miał on rogów, ogona ani czarnych skrzydeł, chociaż miłym gościem nie był.
Żył na południowym krańcu Sardynii w mieście, które dzisiaj jest nazywane Cagliari, starożytni mówili o nim Caralis. Jest to bardzo stare miasto, które liczy sobie dwadzieścia osiem wieków, pamiętające czasy, gdy Fenicjanie i ich statki królowały na wodach Morza Śródziemnego.

Znajdziesz tam starą bazylikę, której część do dzisiaj zachowanego budynku pochodzi z początku VI wieku. Ma ciekawego patrona, którego imię zaskakuje nie mniej niż to Lucyferowe. Jest nim San Saturnino, czyli święty syn Saturna. Miał on zginąć jako męczennik za wiarę w czasie prześladowań za panowania cesarza Dioklecjana, które rozpoczęły się w 303 roku, trwały do 311.
Tak, jego imię dobrze Ci się skojarzyło z rzymskim bogiem Saturnem. Nie jest jedynym świętym noszącym to imię.
Lucyfer, bohater tej opowieści także jest w Cagliari czczony jako święty. Jego kult nie wyszedł jednak poza lokalny wymiar, co nie zmienia faktu, że wznoszenie modlitw, które brzmią „święty Lucyferze módl się za nami”, nie było i nie jest rzadkie na Sardynii. Można to zrobić w małym uroczym kościółku pod wezwaniem tegoż świętego. Wzniesiono go przy via San Lucifero. Po przeciwnej stronie ulicy wznosi się bazylika San Saturnino.
Interesujące sąsiedztwo i intrygujący patroni dla nas żyjących kilkanaście stuleci później.

 

Imiona te nie budzą skojarzeń ze świętością, a u niektórych, bardzo konserwatywnych chrześcijan, mogą wywołać spore zmieszanie i dezorientację.
Lucyfer urodził się pod koniec III wieku, zmarł w 370 lub 371 roku. Miał przeżyć 81 lat – taki napis miał być wyryty na jego tablicy nagrobnej odkrytej w 1623 roku niedaleko kościoła świętego Saturnino.
W swoim rodzinnym mieście Lucyfer przewodził kościołowi, był jego biskupem.
Był także wielkim zwolennikiem wyznania wiary przyjętego przez kościół chrześcijański nie tak dawno, bo w 325 roku w Nicei, podczas Pierwszego Soboru Powszechnego. Zwołano go za panowania cesarza Konstantyna. Uporządkowano – przynajmniej teoretycznie – sprawy doktryny. Dokumenty soborowe podpisało około 250 biskupów, w wyznaniu wiary pojawiła się Trójca. Sobór minął, biskupi rozjechali się w różne strony imperium, iskra sporu powoli, za to skutecznie zaczynała płonąć. Zwolennicy nowego wyznania wiary i Trójcy ścierali się z inaczej myślącymi jak na przykład arianie. Nie tylko zwolennicy Ariusza rozumieli wówczas inaczej niż biskupi będący na soborze w Nicei bóstwo Jezusa. Był jeszcze na przykład Paweł z Samosaty i jego sposób pojmowania sprawy.

 

Pokuszę się o twierdzenie, że w pierwszych dwóch, nawet trzech wiekach, spory doktrynalne bywały ostre, ale jednak nie narzucały całemu chrześcijaństwu jedynie prawidłowej interpretacji i rozumienia problemów. Nie stał za tą czy inną doktryną cesarz ze swoim autorytetem i władzą. Sobór w Nicei zmienił to. Cesarze od tego momentu wiele razy dyktowali kształt doktryny, dogmatu.

Czwarty wiek to moment, gdy biskupi najwyraźniej chcieli władzy nad duszami. Cesarz miał się tylko zgadzać na ich interpretację Pisma, czy teologiczne pomysły. No właśnie, ta teologia powstała na bazie greckiej filozofii. Miała w uporządkowany sposób wyjaśnić sferę sacrum, coś, czego nie da się do końca ująć w słowa.

 

Po soborze, w świecie chrześcijańskim zapanowała napięta atmosfera, którą rozgrzał do czerwoności Atanazy z Aleksandrii.
Patrząc z boku i dzisiejszej perspektywy wygląda to jak wypowiedzenie wojny arianom. W tym sporze tak jedna jak i druga strona miała sporo za uszami. Każda miała też swoich charyzmatycznych przywódców. Lucyfer całym sobą wspierał Atanazego i postanowienia soborowe. Na pewno miał charyzmę, bo pociągnął za sobą innych, bardziej światłych i wykształconych od siebie biskupów. On sam pisał łaciną, którą określają badacze jako prosta, a bywa, że pada słowo wulgarna.
Lucyfer tak mocno bronił Atanazego na synodzie w Mediolanie, w 355 roku, że został skazany na wygnanie. Syria była docelowym miejscem jego zesłania.
Dopiero w 362 roku mógł wracać do swojej diecezji na mocy edyktu cesarza Juliana Apostaty. W drodze powrotnej mógł udać się do Aleksandrii, zaproszony przez Atanazego na synod, który miał uspokoić sytuacje i wrzenie, jakie panowało między arianami a zwolennikami nicejskiego wyznania wiary. Lucyfer miał jednak jasne poglądy i zamiast do Aleksandrii pojechał do Antiochii, ustanowił tam diakona Paulina, jako nowego biskupa. Dolał tym oliwy do ognia, bo Antiochia była ariańska.

 

W końcu jednak wrócił na swoją Sardynię, osiadł w Cagliari.
Zwolennicy biskupa Lucyfera byli nazywani lucyferianami.
Czy to nie chichot historii, że dzisiaj wielki obrońca Trójcy, biskup Lucyfer i jego zwolennicy, nazywani lucyferianami, kojarzą się z przeciwną stroną mocy?
Samo imię biskupa znaczy „niosący światło” i tak było rozumiane przez wieki. Dzisiaj jest rozumiane najczęściej jako imię własne przywódcy upadłych aniołów.
W czasach biskupa Lucyfera czy męczennika Saturnina nie kazano im zmieniać imion. Rozumiano je, nie przypisywano im jedynego prawidłowego czarnego lub białego znaczenia.
Czytając o ludziach żyjących niekoniecznie tysiąclecia przed nami, bo już odległość pokolenia może stanowić problem, niedobrze jest patrzeć na ich decyzje, sposób życia przez pryzmat naszych czasów. Zbyt łatwo o błędne zinterpretowanie wydarzeń, ocenę zachowania czy zrozumienie przyczyn powstania pewnych praw.
Dzisiaj praktycznie cały świat chrześcijański powie, że konflikt między arianami a wyznawcami Trójcy, jaki rozgorzał w IV wieku, to walka ortodoksyjnego pojmowania Boga i herezji. Problem jest w tym co było ortodoksją, starym pojmowaniem Boga, a co nowinką i herezją dla ludzi żyjących w tamtym czasie.
Czy aby także w tym sporze nie chodzi jednak pod pozorem szukania jedynie słusznej odpowiedzi na pytania doktrynalne o władze nad ludźmi, ich umysłami i duszami?

 

Trudno oddzielić Biblię, znalezisko archeologiczne, wydarzenie od ich interpretacji, gdy ich ocena, rozumienie jest zdeterminowane naszymi poglądami, zasadami i prawami, jakie uznajemy za dobre, moralne w naszych czasach. Wychodzenie z założenia, że wiemy lepiej, więcej, mamy lepsze rozumienie prawie wszystkiego, to stara pułapka pychy. Dokąd ona prowadzi, wiadomo. Kończy się mniej lub bardziej spektakularnym upadkiem.
Podkop powstał między innymi po to, by pokazać fakty i różne ich interpretacje oraz słabe i mocne punkty. Chcę przybliżyć czytelnikom ludzi żyjących przed stuleciami, tysiącleciami, ich codziennego życia, miejsca i wydarzenia znane z Biblii i historii starożytnej.
Odsłaniam zakamarki dziejów, które pomijają podręczniki a one same zmieniają nasze rozumienie tego co było.

 

O Lucyferze z Calaris przeczytasz więcej w „Kościele w świecie późnego Antyku” Ewy Wipszyckiej.

 

Artykuł o biskupie Lucyferze był pierwszą „Podkopową historią do kawy”, którą wysłałam moim patronom prawie dwa i pół roku temu. Patroni to osoby, które postawiły mi wirtualną kawę. Kawy to pomoc w opłaceniu serwera, domen, wykupieniu dostępu do publikacji, by informacje, jakie tu znajdziesz, były aktualne. Praca nad artykułami publikowanymi na Podkopie to była moja pasja, której poświęcałam czas.
Sporo czasu, bo Podkop to jednoosobowa orkiestra, gdzie wszystko co dotyczy strony merytorycznej, pisania, publikowania, korekty itp. ogarniam sama.
Jeżeli czytasz dłużej moje artykuły, to wiesz, że ostatnie dwa i pół roku przyniosły sporo zmian w moim życiu. Pisać i opowiadać o starożytności, historii chrześcijaństwa, archeologii, kocham i chcę robić to nadal, jednak po dłuższym przemyśleniu mojej sytuacji, chcę zrobić pewną zmianę. Czas, siły i środki mam ograniczone, muszę dokonać pewnych wyborów. Przekucie Podkopu z pasji w pełnoetatową pasję pozwalającą się utrzymać z pisania i opowiadania o dziejach – to mój cel.

 


Jeżeli uważasz, że Podkop jest pomocny, wnosi coś dobrego w Twoją wiedzę na temat archeologii, życia w starożytności, wiarygodności Biblii, możesz mi pomóc w dalszej pracy nad pisaniem i opowiadaniem o tym co było.
Zrobisz to nawet niewielką wpłatą na moje konto przez PayPal lub zostając Patronem Podkopu na Patreonie.


 

Moim podziękowaniem są „historie do kawy” – teksty, które czytają tylko Patroni i stawiający mi „kawę”. To jeden tekst w miesiącu, jak ten o Lucyferze. Jak to przy kawie, snuję w nich nieco inne opowieści, rozwijam bardziej prywatne myśli.

Do napisania

Beata

 

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »